choby nie Ja.

Jest taka akcja ostatnio ze zgrabnym hasztagiem #Moje Ciało Podarowało.

Zachęca matki do obliczenia, ile paliwa zapewniły dla małych ludzi, napisania wyniku na kartce i zrobienia sobie zdjęcia w imię czegoś tam, jakiegoś społecznego celu pewnie, nieważne (z całym szacunkiem dla matek).

 

Moje Ciało Podarowało.

 

Myślisz o tym czasem? Co zrobiło Twoje Ciało? Co Jemu zrobiono?

 

Przecież to nic innego jak worek kości, z narządami, z limfą i krwią, obciągnięte skórą i tłuszczem, to nic innego ponad to, a jednak nie myślisz tak wcale, prawda?

 

Pewnie nieraz dawało rozkosz i nadzieję, że będzie trwała dłużej niż mrugnięcie powiek, pewnie nieraz przyjmowało to samo. Oddawało się prosto i łatwo, bo tak wyglądają zawsze rzeczy wieczne i pierwsze, a taniec ciał, uświęcony pragnieniem bez granic, nie ma w sobie nic z kłamstwa. Jest rozbłyskiem światła w ciemną noc, a przecież nie ma w sobie nic z drogowskazu.

Pragnieniem drugiego Ciała i głowy, która też jest Jego częścią.

Czy takie pragnienie ma się tylko raz w życiu, oby nie.

 

Z pewnością nieraz oszukiwało i lewa ręka nie wiedziała, co robi prawa, jak to mial w zwyczaju mówić jezus. Raniło słowami, które wypadały z ust (a przecież też są Ciałem), ba, nawet wzrokiem można ranić, przecież doskonale pamiętasz, jak boli, kiedy ktoś patrzy PRZEZ Ciebie ,a nie NA Ciebie, tak jakbyś nie był zbyt interesujący, żeby w ogóle Cię zauważyć.

 

Zadawało ból innemu Ciału, z rozmysłem, z planem i przyjemnością, albo z rozpędu i przypadkiem.

 

Dam sobie rękę uciąć, że zadawało ból największy Tobie, suszyło, wymiotowało, płakało. Cierpiało z powodu złych decyzji, złych znajomości i złych pomysłów.
Było przebijane i nakłuwane, krwawiło i bolało.

Cierpiało, bo ktoś je odrzucił i nie chciał go dotknąć.

 

Ty sam nie chciałeś go tak często, bo było nie takie, za szerokie, albo za wąskie, wydawało Ci się, że nie Twoje, bo przecież TY NIE MOŻESZ TAK WYGLĄDAĆ. Ubierałeś je w za ciasne ciuchy, malowałaś tak, żeby nie widać było Jego rysów, jakbyś chciała zniszczyć i podeptać wszystkie swoje ślady w sobie.

Męczyłeś nieustannie, ćwiartowałeś codziennie, bo nigdy nie było w Twoich oczach całością, a zawsze tylko zbiorem części, nijak do siebie niepasujących, bolących.

 

Jak się masz Ciało, moje Ciało, którego tak często nie widzę, nie słyszę, nie czuję, chociaż żebrze o obecność we mnie samej.

Gdybym miała odmawiać jeszcze kiedyś rachunek sumienia i spowiadać się kiedykolwiek, to tylko z grzechów wobec Ciała. Mojego.

 

Dorastam, Koty.
zdjęcie: via TheClassyIssue

Dodaj komentarz