Spraw kilka, liryczny wstęp i przyziemność.

Deszcz już nie pachnie rozkładem, zgniłymi liścmi i słowami, które umarły.

Deszcz zaczyna pachnieć latem, powoli, odbija się w zieleni drzew, w jasnych rankach tańczy mi na oknach, otwartych na oścież, żeby wpuścić do bloku trochę więcej życia, przestaję bać się wiatru, chyba ogólnie przestaję się bać, a może się oszukuję?

 

Wychodzę z auta, niebo jest ciężkie, ale nie czuję już tego ciężaru na sobie, już mnie nie przygniata, czekam na deszcz, nawet mu się trochę nadstawiam, żeby nakreślił mi nowe ramy, w które wejdę z mokrymi nogami, z kroplami na ustach, w przemoczonej koszuli.

 

A może to wszystko będzie inaczej?
Godzę się z życiem, przestaję mu rozkazywać, nie chcę nic wiedzieć z góry, czaisz to?
Ja. Nie. Chcę. Wiedzieć.

To jest takie inne od wszystkiego, co robiłam zawsze, że może mój mózg nie udźwignie takiej zmiany.

 

Też tak masz, że chcesz tańczyć na krawędzi, balansować ciągle i spadać?
To spadanie jest najlepsze, bo wtedy nie ma nic, tylko ten pęd powietrza i ciało, które mu się poddaje.

Może ja tak mam, że całe życie będę szukać tego spadania, bo bez niego jest nudno, nie umiem inaczej.

 

Wstęp mam taki liryczny, ale pomyślałam, że dorzucę coś przyziemnego, jak na przykład dźwiganie 15 ton jedzenia do chaty, albo strużki potu na plecach, kiedy o mało co nie wjebałam sztangi w lustro, bo na siebie wzięłam za dużo. Widzę spojrzenia ludzi na siłce, boją się, kiedy podchodze do sztangi kolejny raz.

Przyziemnego jak to, że mi się w życiu kilka rzeczy ekło i sobie je zbieram, tak jak się zbiera graty z torebki, jak Ci spadnie na ziemię, najpierw chwytasz klucze i portfel, i telefon, to ja teraz chwytam mózg i serce i zastanawiam się, które wywalić do śmieci, no bo ni chuja nie dam rady żyć z jednym i drugim działającym.

Chodzę sobie po ulicy, bo świeci słonko, a słonko jest za darmo, tak jak chodzenie, to sobie chodzę, ale but mnie obtarł, to sobie siadłam na trawie pod latarnią,której nie zauważyłam, dobrze, że był środek dnia, a nie 22:00 np., bo by było przejebane.

Jestem podekscytowana i zmęczona, smutna i zadowolona, jadę na karuzeli tak szybko, że chce mi się wymiotować napotkanym ludziom w twarz.

Siedzę u lekarza, którego bardzo lubię, jest ginekologiem i sobie fajniusio zawsze gadamy, zawsze jest uprzejmy i ujmujący, jak to dużo starsi mężczyźni, spogląda na moje wyniki, morfologię ma Pani idealną, jak to Pani zrobiła, a ja puchnę z dumy, a potem sobie uświadamiam, że to żałosne, ale to jedyna pochwała, jaką pamiętam od dłuższego już czasu.
Pochwała od ginekologa o parametrach mojej krwi, how sad is that shit?

Niezmiennie mnie uspokaja Brad Pitt w Wichrach namiętności, ten film jest jak prozac dla mojego połamanego mózgu, potem napotykam wywiad z Bradem, pierwszy po tej akcji, co się odjebała z Angeliną, kiedy to cały świat płakał, bo się rozstali i wiem już, że Brad pije alko odkąd tylko zaczął pracowac zdaje się, a oprócz tego teraz już nie pije i zajmuje się ceramiką i jest bardzo chudy, wolałam, jak był Tristanem., a poza tym, zawody miłosne chyba łatwiej się znosi, jak się ma dużo hajsu. Ale nie, Brad pewnie by mnie poprawił i powiedział, że to jednak kwestia psychoanalityka, on na przyklad trafił dopiero za drugim razem.

 

Wróciłam do czytania poezji, to jest takie na pół przyziemne, bo wiadomo, że poezja jest pojebana i do niczego nikomu niepotrzebna, dlatego ją kocham każdym biciem serca.
Najlepsza poezja jest teraz na instagramie, serjo, hue hue.

I a propos tego, bo piękną rzecz przeczytałam niedawno, nawet nie wiem, jak się ta dziewczyna nazywa, a szkoda, bo jest mądra i ciekawa, bardzo ją lubię – @ishab

‘(…)
my body harvests life,
I literally bleed for it
and no one can take this from me’

 

to tak jeszcze w związku z tą dyskusją w mediach, w codziennikach feministycznych, w szeroko otwartych, krzyczących ustach.

Nie chodzi o to, że każda ma mieć dziecko, rodzinę, męża.

Nie o to.

 

Chodzi o świadomość tego daru – wydawania na świat życia. O świadomość odpowiedzialności, której nabierasz z pierwszym krwawieniem, bo TAKI JEST ŚWIAT i takie są PRAWA NATURY – Twoje ciało jest Początkiem, rozumiesz, to nie jest kwestia WYBORU, takie, jest, kurwa ŻYCIE CZAISZ?

 

I jakby Natalia Przybysz i jej pierdolenie o pralce i nowym mieszkaniu, i koniecznej w takim wypadku aborcji, to jest wstyd po prostu, wstyd mi to czytać, wstyd mi, że takie kobiety zostają superbohaterkami jakiejś durnej gazety, gdzie, no naprawdę, bardziej zasadne jest przyznanie takiego tytułu WonderWoman.
3 gumki = 8 zł. to nawet nie jest jedna setna tego supcio apartamentu.
Ja nie mam nic do tego, że ktoś takie zabiegi wykonuje, każdy ma swoją moralność, ale żeby budować na tym coś, jakiś wizerunek, własną słabość przedstawiać jako siłę, no to jest jakieś nieporozumienie.
I jeszcze się zasłaniać, że to jest dla dobra kobiet, no litości.

 

zdjęcie: via TheClassyIssue

Dodaj komentarz