Nigdy nie usłyszysz.

No nie umiem składać życzeń.
Urodzinowych, na Dzień Ojca, Mamy, na Nowy Rok, czy przy wigilijnym stole – zawsze ta sama katorga, niezręczność w buzi i czerwone policzki.

Całe życie się z Tobą szarpię, bo mamy tak podobne charaktery, że jest nas zawsze za dużo na jeden pokój, bo zawsze musimy dużo, głośno, najwięcej, bo nasze opowieści są najlepsze.
Kochamy na zabój, nienawidzimy równie mocno, mówimy bez zastanowienia, za co nam potem zawsze głupio przeprosić, bo ogólnie “przepraszam” to nam za bardzo nie wychodzi.
Burkamy pod nosem, jojczymy na boku, a na koniec i tak zrobimy, no bo chujowo nie zrobić, jak ktoś prosił.

Nigdy nie usłyszysz, jak mówię o Tobie innym, bo z takimi rzeczami, to my też nie bardzo.

Że jesteś najlepszym specjalistą w swoim fachu, który zawsze ogarnia. Że jak Ci przysłali z Niemiec maszynę, to nie dość, że ją sam naprawiłeś, bo konstrukcja była zjebana, to jeszcze napisałeś im, co muszą na przyszłość zmienić.

Że znasz kupę ludzi i wszyscy Cię szanują, bo jak coś powiesz, to chociażby skały srały – to zrobisz.
Że jak trzeba było maszynę dokończyć, to spałeś na  kartonach na hali, żeby nie tracić czasu, bo nie było opcji, że się nie uda.

Że nie idziesz nigdy w półśrodki i jak Ci coś nie pasuje, to nawet jak masz ponad 50 lat, to rzucasz na stół wypowiedzenie, bo już nie wierzysz w to, co robisz, i nie chcesz się męczyć, bo nie warto marnować czas na pracę, której nie lubisz.
Takiej odwagi brakuje moim znajomym, którzy mają niecałe 30 lat i żadnych obowiązków.

Że umiesz robić rzeczy – normalnie, z niczego, stawiasz jakieś swoje wynalazki i one działają. Że jak nie masz co robić, to sobie namalujesz coś na roletach w kuchni, bo nie lubisz siedzieć bezczynnie.

Że jak moja kotka umarła to się upiłeś i płakałeś, bo kochałeś ją bardzo i tak naprawdę, to trafiła do mnie tylko dzięki Tobie – bo to my we dwójkę zawsze chcieliśmy zwierzaka w domu. I Ciebie też chyba ona kochała najmocniej.

Że zawsze potrafiłeś się podnieść, nawet jak było słabo i ciężko – to zawsze jakoś równałeś do prostej, żeby nie zniszczyć wszystkiego.I chociaż tyle razy byłam wściekła, to dziś to doceniam, najbardziej, bo nie sztuką jest sobie radzić, jak jest dobrze.

Że nauczyłeś mnie jeździć na rowerze i mimo, że zawsze myślałam, że tego nie lubię, to lubię te wspomnienia i do dzisiaj nie wiem, jak się można w ogóle w terenie orientować, tak jak Ty.

Że prowadzisz takie życie, jakie chcesz i nie zazdrościsz innym hajsu, auta, wakacji. Żyjesz sobie we własnym rytmie i nie czujesz potrzeby równać do nikogo.

Że jestem z Ciebie dumna.


Wszystkiego Najlepszego, Tato.

zdj: via TheClassyIssue

Dodaj komentarz