lirycznie.

Mam wrażenie, że lato rozleniwia, godziny w upałach rozciągają się stanowczo zbyt mocno, ciągną się jak guma do żucia, którą ktoś lekkomyślnie wypluł na chłodny jeszcze rankiem asfalt, a która potem przylepia Ci się do buta.

Nie umiem oprzeć się myśli, że ten ktoś to dzieciak, który idzie do szkoły, z tornistrem na plecach, w koszulce w paski, z obdartymi kolanami, rozmarzony i nieumiejący doczekać się wakacji, bo wtedy dopiero warto żyć, w ocenie 9-latka.

 

Mój mózg się leni, myśli się rozpuszczają, błądzą i rzucają kurwami, bo nie potrafią się skupić i zacząć chodzić logicznie, marzą o wakacjach, takich jak za gnoja, albo chociaż za studenta.
Trwam w stanie wiecznej niedzieli, dnia najbardziej przeklętego ze wszystkich, który nie ma ani początku, ani końca, niezmiennie jest rosołem i dwudaniowym obiadem, chociaż od lat gotuję sobie sama, albo nie robię tego wcale, bo w taki upał nie chce się jeść.

Robię sobie kawę i nie mogę jej wypić, bo jest za gorąca, czekam az ostygnie,
może dlatego nie umiem się obudzić?

 

Wspomnienia się czają za każdym rogiem, szepczą i mają śliskie palce, a mój cięty język lekko się zaokrągla, jak ja, w wieku 13 lat, wycisza i nie krzyczy, bo chyba opadł z sił.

Jedziemy sobie autem w gorącą noc, kiedy pachnie asfaltem, a ziemia nosi na sobie miliony ludzkich odcisków, nie tylko butów, ale całych ciał, gorących, spragnionych cienia, wody, przygody, bo zaczynają się najkrótsze noce w roku, więc na boga, róbmy coś, żeby stało się coś, coś, co będziesz wspominał w kolejne czerwce.

Słońce bezlitośnie wyciąga wszelkie niedoskonałości tych ciał, każde zagłębienie, zmarszczkę, niegustowne załamanie konturu, niedokładnie zafarbowane włosy, obrączki zaciskają się na popuchniętych palcach, wypiłeś swoje 2 litry wody?

 

Pałętam się po ulicach swojego miasta i cudzych miast, udaję że idę po coś, a chyba idę sobie po nic, bo nawet nie wiem, co chciałabym znaleźć.

 

Moja przyjaciółka z liceum bierze ślub, już chyba go wzięła, nie wiem kiedy, o której godzinie, nie dała mi znać, jestem ciekawa, czy sukienka, którą kupiła jest tą wymarzoną, tą, której kiedyś, dawno temu, przy piwku i papierosie poświęciłyśmy tyle słów. Mam nadzieję, że tak.
Mam też nadzieję, że ten czerwiec będzie wspominała najlepiej, że wszystko się udało, łącznie z pierwszym tańcem, ciekawe jaką piosenkę wybrali?

Ja już wiem, że muszę za mąż wyjść przynajmniej 3 razy, bo tyle mam piosenek adekwatnych na taką okazję. Mogę też nie wychodzić, i tą opcję wybieram właśnie teraz, a za to wkładam do ucha słuchawkę (jedną, bo znowu się zepsuły, przez moje lekkomyślne i godne pożałowania przechowywanie w torebce) i słucham sobie wszystkich doskonałych wałków.

 

Wracam do domu, jest późno, nawet bardziej niż późno, nie umiem spać.

 

Dzięki losowi, dziś jest poniedziałek.

zdjęcie: via Pinterest

Dodaj komentarz