Ja kontra ja.

Tak jak obiecywałam, dzisiaj pojawi się noteczka i na pewno wszyscy się zastanawiacie, o czym.

 

No to było tak: pojechałam w odwiedziny do jednego z najbardziej śląskich miast, czyli do Rudy Śląskiej, którą uwielbiam całym sercem ze względu na doskonałe towarzystwo.
Tak się złożyło, że poniósł nas melanż i wylądowałyśmy w Bytomiu, ale to nieważne.

 

Ważne jest to, że rano mój telefon okazał się być bardzo głodny, a ja dzień wcześniej zlałam jego potrzeby, bo doszłam do wniosku, że załaduję go u przyjaciółki.
Co prawda niejasno kołotała się w mojej pustej głowie myśl, że nie posiada ona ładowarki, która pasuje do mojego telefonu, ale od czego jest kreatywność, na pewno ktoś, coś.

 

Ni chuja.

 

[nie muszę się tłumaczyć, ale to zrobię: telefon był mi dzisiaj bardzo potrzebny ze względów logistycznych – byłam umówiona w Mieście Ogrodów]

 

Podjęłam więc decyzję pójścia do sklepu i zakupienia ładowarki, po wczesniejszej konsultacji z moim Bratem.

 

Poszłam więc do Kauflandu, z żalem i tęsknotą omiotłam wszystkie półki, na których tłoczyły się różne cudowności i skierowałam się od razu do działu z kablami.

Słuchawki, ładowarki do samochodu – za drogie, nie byłam mentalnie przygotowana w ten słoneczny dzień na wydanie 30 złotych i o!
JEST! Kabel, taki co będzie idealny. 10 złotych, pięknie, cudownie! Biorę!

 

Pełna radości skierowałam się do kas, zapłaciłam, wyszłam, w porywie szaleństwa kupiłam jeszcze sok pomarańczowy.

 

Rozpakowuję, myślę sobie ha! Ale jestem samowystarczalna i inteligentna. Podłączę kabel do telefonu i do komputera, i sprawa załatwi się sama.

 

Kieruję końcówkę kabelka do wejścia w telefonie i nagle wydaje mi się, że wszystkie moje nagrody w szkole, moja średnia 5.0 na studiach, moje stypendium prezesa rady ministrów, mój dyplom z oceną celującą, to wszystko majaki najebanego mózgu nieistniejącego boga.

 

Kupiłam kabel mini USB, który nijak nie pasuje.

 

Mam więc milion kabli USB, które notorycznie gubię i znajduję co jakiś czas, na przykład w torbie podróżnej, albo za łóżkiem (?!).

 

Spakowałam manele i pojechałam do domu naładować telefon ładowarką mojej Mamy.

 

P.S. Tak, pisało na opakowaniu, że to mini USB. Przeczytałam to. I wyrzuciłam do śmieci dychę.

 

A co do wyborów: wszystko jest już sprzedane, i cześć.

 

Zdjęcie: via Pinterest

Dodaj komentarz