Wszyscy wychodzą.

Coming-out.
 
Wszyscy nagle wychodzą z piwnic i z szaf, nawet z szuflad kuchennych.
Czują potrzebę podzielenia się swoim wyznaniem, w feerii barw i świateł informują mnie o swoich preferencjach seksualnych, o tym w jakim są stanie psychicznym i gdzie robią zakupy.
 
Justyna Kowalczyk, mistrzyni olimpijska ze złamaną stopą, ma depresję. Wiem o tym już z Gazety Wyborczej (której nie czytam, a jednak wiem), z Natemat.pl, które chyba przestaje mi odpowiadać, ale wp.pl (z ciekawości sprawdziłam) też już mnie o tym informuje. Pewnie onet i inne lewackie media będą o tym trąbić do końca tygodnia i podniecać się tym faktem, na równi z wizytą Naszego Najlepszego Przyjaciela Zza Wielkiej Wody.
 
Zastanawiam się, kiedy na Wikipedii powstanie odpowiednia adnotacja do biografii sportsmenki.
 
Nie mam nic do ludzi z depresją, jest mi ich żal, a nawet się z nimi identyfikuję w gorsze dni, kiedy mimo makijażu nie wyglądam tak ślicznie jak zawsze, albo kiedy stłukę swój ulubiony kubek, bądź przygwoździ mnie do łóżka niechęć do świata, bo jest w nim za dużo idiotów.
 
Nie przeszkadzają mi też homoseksualiści ( i -istki, no bo gender, wiadomo), dopóki nie muszę ich oglądać w jakichś dziwnych konfiguracjach, które angażują ich górne drogi oddechowe, bądź tereny poniżej talii. To samo tyczy się szczęśliwie zakochanych, bo przecież jestem zgorzkniałą panną, której tęskno do wspólnych wieczorów pod jednym kocem. Z kimkolwiek, rzecz jasna, bo desperacja to wielki motor do marzeń.
 
Mam też gdzieś wszystkich lekarzy, którzy poczuli potrzebę swojego wyznaniowego ujawnienia się. Na pewno do nich nigdy nie pójdę, a jeżeli kiedyś któryś z nich weźmie mnie z zaskoczenia, bo polecę do niego po pilną receptę na tabletki anty (bo chuć moja przecież przemożna, a moralność zbrukana), to jeżeli wyskoczy mi z krzyżem przed nosem i jakimiś bzdetami o wyrokach boskich, to ucieknę, a przedtem jeszcze poczęstuję tekstem, będącym własnością mojego znajomego, a mianowicie:
 
“a jak ktoś umiera, to też go Pan zostawia na wszelki wypadek na 3 dni w szpitalu?”

(parafrazuję – żeby nie było potem pretensji i wytaczania procesów)
 
W sumie, funkcjonując jakkolwiek w przestrzeni internetowej, też się ujawniam, powiecie.
A ja powiem, no i chuj, ja mogę.
 
W formie osobistego coming out’u, chciałam poinformować, że mam w dupie rocznicę pierwszych wolnych wyborów sprzed 25 lat.
Do tego dodam, że moje włosy nie są naturalnie ciemne, nie przepadam za truskawkami, ale bardzo lubię truskawkowy dżem, nałogowo maluję paznokcie, słucham “Kiedy powiem sobie dość” Chylińskiej, kiedy jest mi smutno i niezmiennie bawi mnie, gdy mężczyzna w czasie łóżkowych zabaw ma na sobie nie mniej, nie więcej, tylko same skarpetki.
 

zdjęcie: via Pinterest

Dodaj komentarz