Zobaczyć boga.

Koteczki, może jeszcze tego nie wiecie, ale, oprócz hakera, jestem również wybitnym znawcą sztuki.
 
W związku z tym, poczułam obowiązek odwiedzenia wystawy Picassa, Dalego i Goyi pt. “Tauromachia”, którą w dalszym ciągu możecie sobie obejrzeć w Muzeum Architektury we Wrocławiu.
Oczywiście, odbyło się to w poniedziałek, bo bilety są o połowę tańsze i kosztują 20 zł.
 
Pierwszy szok tego dnia przeżyłam po krótkich zakupach w żabce, gdzie za puszkę coli (niestety zero, na moment postanowiłam zapomnieć, że słodzik wyżera mózg i pobudza apetyt i zaraz po Radiu Zet jest najgorszym zamachem na ludzkość) zapłaciłam ponad 2 złote.
Jesu chryste w niebiesiech.
Za 2 złote kiedyś szło kupić litr coli, kilo koksu, stado dziwek do rana, a także wynająć trzepak na wyłączność.
 
Pominę opis podróży i znalezienia gmachu muzeum, nadmienię tylko, że na autostradzie był korek.
NA AUTOSTRADZIE.
 
Ale do sztuki to ja się chciałam odnieść, także zamykam na razie dywagacje w garażu.
 
Jak już tam przyjdziecie i jeżeli lubicie realistyczne obrazy, to możecie iść na górę, podziwiać byki i torreadorów na malutkich karteluszkach.
Możecie też, jak ja, odwalić coś a la drogę krzyżową, przy każdym z kolei i poudawać, że Was to interesuje. [Goya]
 
Reszta ścian prawie w całości jest zawalona próbami narysowania czegoś fajnego i abstrakcyjnego ,a w rzeczywistości to klasyczny przykład pracy na odpierdol (bardzo żałuję lat, kiedy miałam plastykę i nie wykorzystałam takiego sposobu, żeby przyoszczędzić trochę czasu). W formie ciekawostki: jakkolwiek kobieta nie stanie, i tak jej widać waginę, która dorównuje rozmiarom jej głowie. Z kolei jaja byka wyglądają jak ziarno kawy, również niezależnie od perspektywy.
A do przyklejania Guerniki wystarczy brązowa taśma i jest elegancko.
[Picasso]
 
Ale to wszystko rekompensuje sztuka najwyższego sortu, która uderza Cię prosto w twarz i w oczy, tak że nawet jak nie masz nic w rękach, to to nic nawet wypada i jest tak doskonale, że żałujesz, iż organizatorzy nie udostępnili sof i wejścia przez całą noc. Z poczucia obowiązku (ja) przelatujesz całą salę, a tak naprawdę, reszta wystawy nie była tego warta. Niestety, prac Mistrza Mistrzów jest najmniej, ale wystarczyłby sam Minotaur, żeby zemrzeć z zachwytu.
[Dali]
 
Ostatnio taki zachwyt przeżyłam, mając lat może siedem, kiedy siedziałam na podłodze w dużym pokoju, jeszcze wtedy mieliśmy chyba wykładzinę, a na ekranie telewizora, z kasety VHS wyłaniał się Freddie Mercury w białym kombinezonie.
 
Tak się czujesz, kiedy oglądasz Boga.
 

zdjęcie: via Pinterest

Dodaj komentarz