o tatuażkach.

Już nawet nie chce mi się pisać, że rzadko tu bywam.
Więc nie piszę, tylko rzucam garść myśli, bo jakoś mnie kłuje to i owo czasem, a to jest moje miejsce, cudownie i tylko moje, gdzie nie ma nikogo, tylko ja.

 

Tatuaże.

Niektórzy kochają, niektórzy nienawidzą, niektórzy mają wyjebane.

Osobiście, trzecia opcja u innych odpowiada mi najbardziej.  Pozwólcie, dzisiaj kilka słów. Od serca. Tego, co mam na lewym udzie, nabitego wkrętami.

Tego serca, które zrobiłam sobie na konwencji w Katowicach bodajże 4 lata temu? 3? Nie pamiętam. Nie mam głowy do dat, dla mnie wieczność=24 h, więc sami rozumiecie.

Nigdy nie zapomnę, jak bardzo się cieszyłam, że się zdecydowałam na tatuażka na konwencie (żeby tylko się przekonać, że tego nie lubię). Do dziś lubię to serce, jest krwawe, bezkompromisowo realistyczne, a mimo wszystko – cudownie delikatne, ze względu na paletę barw, jaką dobraliśmy z Hubertem.

 

Jakoś często słyszę, że po co mi one. Że za dużo. Że u dziewczyny to nie, że ja bym sobie nie zrobiła, że robisz je bo są modne?

 

To moje Ciało.

To Ciało, które zbudowałam przez lata, to wszystko to odblaski moich dawnych dni.  To świadectwa spotkań z ludźmi, których do dziś podziwiam i jestem szczęśliwa, że ich poznałam i że stworzyliśmy coś super, coś, co z dumą pokazuję, bo o boże, to jest dobre. Albo mniej dobre, ale początki bywają trudne.

 

Pamiętam każdy z nich, jak bolał, ile trwał, o czym myślałam, co próbowałam nim wyrazić dla siebie samej, jak do siebie chciałam wtedy mówić, bo tatuaże od zawsze były tylko moje, to były moje prezenty ode mnie dla mnie. To były moje święta, rozumiesz.

 

To są moje kamienie milowe w walce ze sobą, z tym, że mi się to Ciało nie podoba, że jest niedopasowane, złe, nie moje, bo ja takiego nie chcę.

Tak sobie oswajałam to Ciało rysunkami, żeby było bardziej moje, żeby sobie na nie zasłużyć, żeby je przeprosić, żeby je ukochać. Żeby je sobie przysposobić.

Nie wiem do dziś, jakby mój związek z Ciałem się potoczył, gdyby nie one. Może nie byłabym tu, gdzie jestem teraz. Może w ogóle by mnie nie było.

 

Kocham to Ciało najbardziej teraz, jest piękne, jest moje. Jest kolorowe, bo zbyt wiele rzeczy mnie zachwyca, żeby pozostały w mojej głowie, to sobie je wytatuowałam.

 

Proszę, uszanuj to, to jest moje miejsce, moje, najmojsze.

 

Aha, i jeszcze jedno. Dziewczyny się nie tatuują, żeby się komuś podobać, o nie. Jeżeli tak robią – to ja ich nie znam, nie koleguję się z debilami.
Jak se jedna z drugą teraz robi cycki, albo usta, albo dupę, albo chuj wie co jeszcze, to inne sobie tatuująklatę i wierzę, że wszystkie robią to dla siebie, bo mają jaja, żeby polecieć po całości, bo moi drodzy, pewnie uważają, że albo grubo, albo wcale.
Kocham ludzi, którzy mają jaja. Bless u all.

Dodaj komentarz