Jemy popcorn przy hejcie.

Jakoś tak się składa, że nie mam dzisiaj serca do prasówek, zresztą domyślam się, że i tak dzisiaj cały świat je popcorn przy hejtach rzucanych na laureatów Oscarów, albo na tych, którzy znowu nie przyznali go Leonardo DiCaprio, co nie było tym razem trudne, bo nie zagrał w żadnym filmie w 2014 roku.

 

Moi mili, jak wiecie, mój gust filmowy nie jest zbytnio wysublimowany, bo jestem dozgonną fanką Rajchu, który jest tak bzdurny i ckliwy, że głowa boli, ale pozwolę sobie, jak każdy użytkownik internetu, wyrazić swoje zdanie, mimo że może to nikogo nie interesować.

 

Jakiś czas temu obejrzałam sobie Teorię wszystkiego, bo akurat ten film mi się udało znaleźć online i chodził bez cięcia się co 5 minut.

 

I był fest fajny, delikatny i jakiś taki bajkowy, mimo całej choroby Hawkinga.
Przykuwa uwagę historia jego żony, która chyba nie do końca się pisała na takie życie, a mianowicie, mąż, który jest geniuszem, a do tego ma najwyższy poziom niepełnosprawności, jaki może być. Plus trójka dzieci, strach, że on umrze, ale niechby umarł, bo jest kulą u nogi, ale przecież nie mogę tak myśleć, bo on jest chory i to nie jego wina…
A nie zapominajmy, że poznali się na uniwersytecie i Jane też miała jakieś ambicje naukowe, a była to dokładnie literatura, zdaje się, że hiszpańska.
No cóż, często tak jest, że za wybitnym mężczyzną, stoi jeszcze wybitniejsza kobieta, która potrafi go udźwignąć, razem z jego ego i to jest doskonały przykład.
Przypomina mi to związek Witkacego i jego żony, Jadwigi, ale to temat na inną noteczkę.

 

No i wchodzę dzisiaj na filmweba, tak sobie, bo raczej nie korzystam i z ciekawości powiedziałam “a co tam, poczytam kogoś innego niż siebie” i znalazłam sobie recenzję.

 

I cóż tu moje oczy widzą.
Jak 95% piszących, autorka ma ból dupy tak ogromny, że jego echo odbija mi się w oczach jeszcze do teraz. Bo dupiaty ten film, bo patos, bo nic szczególnego, bo nie ma nic o fizyce, ani o tym, że Hawking lubi creme brule, a do tego, wcale ta rola p. Redmayne’a taka trudna nie była, bo gorzej grać normalnego bohatera (?). No tak, dużo to on tam nie mówił, to nie było problemu ze spamiętaniem kwestii.
Nie chcę być złośliwa, ale wyczuwam, że jeden z ulubionych filmów autorki to pewnie Requiem dla snu. Albo taki, w którym reżyser był naćpany i zapomniał o początku.

 

I ja się poczułam zawiedziona, bo bym chciała, żeby ktoś fachowym okiem spojrzał, czy zdjęcia są dobre,czy nie, bo ja tego nie wiem na przykład, ale widzę, że krytyka filmowa zaczyna się opierać tylko na definicji słowa “krytyka”, bo teraz można krytykować wszystko, nawet jak się na tym nie znasz. “Filmowa” to zbędny dodatek.

 

Cóż. Dziękuję niebiosom za ten film, bo już wiem, że Eddie Redmayne jest najlepiej ubranym mężczyzną na Ziemi (czego w filmie nie widać, ale wyszukałam dzisiaj jakieś milion pięćset zdjęć i gdybym była nastolatką, jedno z nich  wisiałoby już nad moim łóżkiem).

 

A co do samego filmu i historii:

 

Niech pierwszy rzuci kamień ten, komu przez cały film nie chodziło po głowie pytanie, jak, do kurwy, oni mieli 3 dzieci, no JAK??

 

zdjęcie: via Pinterest

Dodaj komentarz