Still miss you.

Zawsze byłam trochę dziwnym dzieckiem.
Jedyna w swoim wieku w całym bloku mieszkalnym, co dawało 9 pięter, na każdym 4 mieszkania, czyli 36. W każdy mieszkaniu średnio 3 osoby, co daje 108 osób.

1 na 108.

 

Mało mówiłam, bawiłam się sama, a zabawką najczęściej była ksiażka, a najlepszą koleżanką – pani z biblioteki, która wpisywała mi się do pamiętnika i rysowała tam bukiecik niebieskich kwiatków.

 

Nieustannie chodziłam. Moja Mama nie kumała za bardzo tego, że na placu mieliśmy przekrój niezłej patolni, gdzie każdy miał milion dzieci, zaszczutych jak psy, albo bezczelnych, albo agresywnych, czy po prostu, głupich i wyganiała mnie na dwór, no bo kto to widział, żeby dziecko nie spędzało dnia na dworze.

Chcąc nie chcąc, brałam dupę w troki, do ręki mojego pluszowego pieska na smyczy, i chodziłam. Czasem mi się zapominało, że muszę wrócić do domu, bo bawiłam sie ze sobą zawsze najlepiej. A słońce było różowe i zawieszało się na horyzoncie, daleko za moją podstawówką.

 

Moim ulubionym dorosłym była niezmiennie moja Babcia.
Wszyscy inni poumierali przed moim przyjściem, więc została mi tylko Ona.

 

Była chyba jedyną Babcia w historii (jeżeli wierzyć internetowym memom), która nie wciskała mi jedzenia, bo twierdziła, że lepiej nie jeść, niż jeść, co jest prawdą.
Żałuję do dziś, że nie pytałam więcej o Jej życie, i pozostają mi tylko domysły. Czy była kiedyś zakochana? A jeśli tak to w kim? Czy odszedł?
Nie była szczęśliwa w sprawach serca, to na pewno: pierwszy mąż odszedł i koniec końców, nie wiadomo co sie z nim stało, drugi nie należał do przyjemnych, złagodniał dopiero na starość.
Nigdy nie myślałam o tym, kiedy byłam mała, kiedy byłam nastolatką, wstydziłam się pytać.

 

Była listonoszem.
Może to chodzenie mam po niej?

Nigdy nie narzekała na pracę, myślę nawet, że ją kochała, mimo że musiało jej być kurewsko trudno, z trójką dzieci i mężem alkusem, który lubił iść w tango, ale kochała pracować, bo praca jest wolnością, mimo tego że hasło to wypaczyły zastępy SS, no nie.

 

Jej Ojciec szył czapki Niemcom w czasie wojny, bo umiał zrobić wszystko (podobno, bibuły w tym samym czasie trzymał pod krzesłem). Dlatego pierwsze w życiu pomarańcze dostała od Niemca.  Zawsze jej powtarzał, że powinna się dużo uczyć, bo to jest najważniejsze.

 

Mieszkała w Siemianowicach Śląskich, a dokładniej w dzielnicy Bytków, niedaleko wieży telewizyjnej, gdzie często po nas przychodziła, kiedy przyjeżdżałyśmy z Mamą.
Potem przyjeżdżałam już tylko sama, bo z Babcia to były mocarne rozmowy, na przykład ‘że chłopcy to nie są już tacy jak kiedyś, Oleńko, no nie są’.
No 100% racji, Babciu.

 

Nigdy nie zapomnę drogi do Jej małego mieszkania, biegła przez osiedle niskich bloków, cała zielona, pełna drzew. To chyba jedyne takie miejsce w całym Siemianowicach, wierzę, że tak.
Najczęściej przyjeżdżałam w wakacje, wcześnie rano, kiedy jeszcze chłód nocy i poranka szczypał w odkryte nogi i muskał ramiona.
Za rzadko pokonywałam tą drogę. O wiele za rzadko.

 

Trafiła do szpitala przed moim wyjazdem do Indii, czyli 4 lata temu, w sumie, za niedługo 5? Nie jestem dobra w daty.

Pojechałam ją odwiedzić przed wyjazdem, wyglądała tak jak zawsze, tylko zasłabła w kościele na porannej mszy, nic takiego przecież.

 

Kupiłam Jej pocztówki, bo je lubiła.
Wróciłam do domu i byłam tak mentalnie zniszczona po 5 tygodniach, że nie pojechałam Jej odwiedzić, odkładałam to na później, jak już poczuję się lepiej.
Nie zdążyłam i myślę, że to jest rzecz, którą zajebałam najbardziej, kiedykolwiek.

Zniknęła w moim ukochanym miesiącu, we wrześniu.
Była przemądrą kobietą, prostą, ale przemądrą.
Bardzo mi Ciebie brakuje.

zdjęcie: via TheClasyIssue

Dodaj komentarz