Słońcem skąpane.

Chodź, opowiem Ci coś.
Chciałabym powiedzieć, zamknij oczy, ale przecież oboje wiemy, że sluchasz mnie oczami teraz.

 

Nie chcę opowiedzieć nic niezwykłego, żadnych pochorowanych historii, ostrych zakrętów, czy sytuacji, które są jak strzał w nerki, po którym nie umiesz złapać oddechu.
Nie dziś, dziś nie ma miejsca na takie rzeczy, dzisiaj nie, bo grzałam dzisiaj ręce w słońcu i przykładałam usta do nagrzanej skóry, żeby sprawdzić, czy faktycznie jest mi ciepło, czy może mi się wszystko pomyliło.

 

Pamiętasz, jak to jest czuć na ustach pierwsze krople letniego deszczu, kiedy zdajesz sobie sprawę, że hej, TO jest ta woda życia, to jest ta chwila, dla której warto nie mieć przy sobie parasola, ani kurtki od deszczu, też masz czasem ochotę stać w deszczu tak długo, aż zmyje z Ciebie najlżejsze wspomnienie ciepła, żeby móc potem to ciepło budować sobie od nowa?

 

Prześladuje mnie ostatnio wspomnienie czarnej jak smoła ulicy, gdzie zapach upału unosi się lekko nad nagrzanym asfaltem, jest noc, a droga przede mną paruje, delikatnie, muska mi kostki, przyciąga i obiecuje, że nie będę szła długo. Mam ochotę wejść w tą noc, w tą ulicę i iść. Wszystko zostawić i iść.
Czy wtedy poszłam? Pamiętam, że wróciłam do domu późno, o 5 rano chyba.

 

Wiesz jeszcze, jak to jest oddawać się wiatrowi, który nigdy nie pyta czy może wejść, czy wypada mu zniszczyć Ci fryzurę, nadmuchać ciuchy, a zaraz potem wedrzeć się pod nie bezceremonialnie, bez ostrzeżenia, bez zachęty.

Też masz czasem ochotę stanąć mu naprzeciw i liczyć, że zostawi Ci jakieś resztki Ciebie?
Czy boisz się jak inni i kulisz się pod jego naporem, zamiast przestać się bronić.

 

Chwytam oddech, powoli, uspokajam tętno, nie można żyć samym zachłystywaniem, prawda?
Wracam do tych moich początków, każdy z nich jest zanurzony w słońcu.
Obsypuję dni brokatem słów, wycinam z nich ładne kształty, inni biorą kredyty na mieszkanie i kupują meble, a ja mam usta z brokatu.
zdjęcie: via TheClassyIssue

Dodaj komentarz