rzymskim bogiem bedąc.

Czy jesteś jak rzymski bóg?

 

Takie czasem pytania dostaję na maila, rano w pracy i wiem, że powinnam się wgłębić jednak w coś innego całkiem, ale nie umiem, bo po pierwsze dysonans, jakoś tak zawsze pierwsi byli greccy bogowie, jeszcze trochę wolni, niezniewoleni seksem, obłudą i zadawaniem cierpienia w takt Imperium.

 

A po drugie siedzę i myślę, czy ja jestem jak rzymski bóg?

 

W Rzymie chyba nie ma zimy, więc w moim płaszczu na tą porę roku, który wygląda jak ze skóry, a nie jest, okutana szalem po uszy, z rajstopami pod spodniami, nie wyglądam.
Kiedy się z niego wyślizguję w ciepłym już wreszcie przedpokoju, nie bez trudności, bo kot zawadza mi między nogami, łasi się, bo tęsknił, nie było cię całe 10 godzin człowieku, jak to tak. Też nie wyglądam.

 

Kiedy stoję z moimi zakupami w kolejce do kasy, wykładam na taśmę trawę i inne ziemniaki, i patrzę na Panią przed, która ma w koszyczku to wszystko to, czego ja nie jadam, ser żółty, parówki, szynkę w białym papierze, wyklejonym od środka folią i ciasto gotowe do upieczenia, też nie jestem nim.

 

Siedząc przed kompem w brudnym lekko dresie, z 3 kanapkami na talerzu zamiast obiadu, też nie.

 

A może mogłabym się czuć tak?

 

Chyba nie, bo.

 

Nie wiem, kiedy to się stało.

 

Kiedy poobcinali mi ręce, złożyli nogi w stawach, wsadzili usta do kieszeni, żeby nie zawadzały. Oczy zostały zamknięte, a uszy zatkane, do kompletu. I stała się cisza i w tej ciszy to ciało rozczłonkowane jakoś tak śmiesznie zawisło, rozpięte nad miastem, nagie.

Siły sprawczej nie ma to ciało, dynda sobie, chwyta się każdej myśli, która mogłaby się stać pomysłem, ale te pomysły uciekają w takt jakiejś muzyki, którą ledwo ciągnie samochodowe serce, przy trzaskającym mrozie nie jest łatwo odpalić.

 

I może to wszystko polega tylko na tym, żeby się nieprzytomnie chwytać każdej rzeczy, bez pamięci i puszczać. Łapać i puszczać, i tak cały czas?

 

Zrobili Ci też wodę z mózgu, tak jak mnie.
Wrzucili do kilku instytucji, nauczyli, że w kolejce trzeba stać, a nie machać ręką i iść gdzie indziej, bo jak się swoje nastoisz, to dostaniesz to, po co przyszedłeś, chyba, że zamkną urząd, bo koniec zmiany, przyjdź jutro, przecież masz czas, masz morz(ż)e czasu.?

Potem powiedzieli, że niezdecydowanie jest złe, bo MUSISZ WIEDZIEĆ od razu.

Kim będziesz, jak będziesz i jaki duży weźmiesz kredyt na  mieszkanie, a najlepiej weź dwa, bo od nadmiaru jeszcze nikt nie umarł.

Biegnij, zdobywaj, grab, byle było więcej, a to, że Ty sam rozpływasz się w szparze między drzwiami i podłogą, nie jest ważne.

Miej marzenia, bo marzenia są ważne, bo góry mogą przenosić i Ty też możesz, tylko zagryź zęby, zepnij dupę i wszystko będzie cacy.
Będziesz bogiem, w końcu będziesz, bo będziesz miał to wszystko, czego inni pragną.

 

I tak sobie myślę na koniec, że nie chcę być jak rzymski bóg.

 

Nie chodzę na siłownię, żeby wyglądać, tylko żeby kochać to ciało, już dość umęczone i pewnie dalekie od ideału, i tak.

 

Nie czytam książek, żeby być mądrzejsza i do czegoś dojść, tylko żeby czuć papier pod palcami i żeby to nie były pieniądze.

 

Nie uczę się po to, żeby skończyć, tylko po to, żeby mi się chciało więcej, goręcej.

 

Nie piszę po to, żeby to wydać i zrobić bestseller, tylko po to, żeby sobie udowodnić, że mogę coś wreszcie w życiu zacząć i doprowadzić do końca, tak jak ja tego chcę, bo to ja jestem.

 

Kumasz?

zdjęcie: via Pinterest

Dodaj komentarz