Queen of Peace.

Notunia z wczoraj, again. A w sumie, z bardzo wczesnego dzisiaj, ale nie miałam siły.
Mieliśmy zrywać boki, ale nie będziemy.

 

Już dawno mnie nie natchnął żaden artykuł w sieci, bo mało po niej buszuję, bo pęka mi głowa, ale weszłam sobie dzisiaj na taki portal, co się powinien wstydzić, że istnieje, w międzyczasie trafiając na zdjęcie dziewczyny, która trzyma w ręku tablicę do pisania, na rękach ma tatuaże, a na tablicy widnieje napis najgorszego tekstu, jaki w życiu usłyszała i tam jest napisane nie mniej nie wiencyj:

 

“C’mon, you have tattoos, you must like anal!”

 

I komentarz jakiejś lali pod spodem “Hehe”.
Gdzie ja żyję.

 

Ale, do meritum, szybciutko, bo dzień spierdala, bo jest 1 w nocy, a może 7 wieczorem, w sumie, to nie wiem.

 

I taki artykulik, o maskach, że je kobiety noszą.

I autorka wymienia 4:

 

  1. że mała i biedna
    2. że ON taki mądry
    3. jesteś facetem – won
    4. facet – moja najlepsza koleżanka (to chyba ten friendzone, czy coś tam).

 

Oczywiście, artykuł był głupi jak te 4 podpunkty powyżej i jak zostawienie auta z zapalonymi lampami przy -10 stopniach, ale nie o to chodzi.

 

Maski, no jasne, że wszyscy je mamy, a najgorszą, największą i najczęściej zakładaną jest jedna: NIE CZUJĘ i NIE CHCĘ.

 

To było 5 lat temu.
Tego dnia było fest gorąco, tak naprawdę, słońce parzyło mi plecy i pod koniec zostawiło mi na nich swędzące pamiątki w formie odbitych, skrzyżowanych ramion z plecaka.
Ten plecak był czarny i nie był mój, tylko Brata, ja miałam włosy jasny blond i z 10 kilo niedowagi. Nie pamiętam już, gdzie to było, na pewno w Indiach, i na pewno jeździliśmy na skuterach cały dzień, aż do późnego wieczoru, gdzie w drodze powrotnej szukaliśmy sklepu z alkoholem.

 

Modlę się czasem , żeby poczuć na ciele jeszcze takie Słońce, bezlitosne, nieprzefiltrowane stosem budynków, chmurą smogu, niepocięte kikutami nagich drzew. Prawdziwe, doskonałe.

 

I jechaliśmy sobie tak przed siebie, i powoli dosięgał nas zmierzch, delikatny i czuły, wypełniony obietnicą o chłodzie i oddechu.

Malował niebo na różowo z pomarańczowym prześwitem od spodu, a my weszliśmy do jakiegoś sanktuarium, czy rezerwatu i nagle.

 

Wszystko stało się jasne, na moment, wszystko było proste i pierwsze.

I zapatrzyłam się na te palmy, czy co to wtedy były za drzewa, nieruchome, i ja tak stałam nieruchomo i powiedziałam sobie, do swojego człowieka do środka (plus na głos do koleżanki),

 

że boję się cholernie, najbardziej, tego, że zapomnę, jak bardzo świat może być doskonały i w jakim doskonałym spokoju można trwać.

Wróciłam do domu, minęło kilka lat, wyrosłam, wydoroślałam, dojrzałam. Gubiłam ten spokój po trochu, ludzie mi go wyrywali, albo cichaczem wyciągali z kieszeni, żebym nie zauważyła.
Każdego wieczoru zakładałam maskę, że nie kocham, że mi nie zależy, że lubię się zalać, bo nie myślę wtedy, że nie chcę. Że nie czuję, bo czucie jest dla słabych, a słabi nie żyją, bo są niepotrzebni.

 

I wiem, że ten proces stopniowo zatacza koło i zbieram znowu spokój po ulicach tego szarego miasta i ciasnego mieszkania, ale, czasem jest tak, że cudze słowo potrafi więcej.
A za oknem ścieli się noc, a mi w ogóle nie chce się spać, i palce tańczą po klawiaturze.

 

zdjęcie: via Pinterest

2 Responses to “ Queen of Peace. ”

  1. „Każdego wieczoru zakładałam maskę, że nie kocham, że mi nie zależy, że lubię się zalać, bo nie myślę wtedy, że nie chcę. Że nie czuję, bo czucie jest dla słabych, a słabi nie żyją, bo są niepotrzebni.”

    Moim zdaniem to jest właśnie największy rak dzisiejszego społeczeństwa. Bycie emocjonalnym stało się wadą. Myślę, że najgorsze co można jednak zrobić to pójść z prądem, dać się pociągnąć owczemu pędowi i przybrać taką maskę. Tylko to się nie sprawdza na dłuższą metę bo kiedyś w końcu się zatrzymasz i zaczniesz analizować ile rzeczy się po drodze zjebało bo łatwiej było kolejny raz stracić kontrolę. Trzeba być wytrwałym, pewnym tego co ma się w głowie, nie ulegać i wierzyć w siebie nawet jeżeli codziennie przez to dostajesz po dupie. Przynajmniej na koniec dnia nie możesz zarzucić sobie, że jesteś słaby.

    PS. Dobrze się to czyta, skoro ktoś gdzieś tam w głębi jest zdolny do takich przemyśleń to może jeszcze jest jakaś nadzieja w ludziach i cały ten świat nie jest tak spierdolony jak się wydaje. Dobro gdzieś się tam chowa po kątach ;)

  2. Dzięki! ;)

    otóż to, plastik wypiera wszystko, tnie na kawałki i zabija.
    Oby jak nawięcej takich zatrzymań, tego powinniśmy sobie życzyć nawzajem. Na urodziny, świeta i w Nowym Roku. Jak najwięcej przystanków.
    I wykuwanie człowieka w człowieku.

    P.S. Dobrze się to pisze, kiedy ktoś, gdzieś tam daje radę i podbija piłeczkę. ;)

Odpowiedz na „olkazerolkaAnuluj pisanie odpowiedzi