niebo zimą.

Ten plik, w którym to piszę, ma tytuł 3/12/16, dzisiaj jest 8 grudnia, chyba mogłabym mieć na drugie imię Poślizg, albo Niechęć do Wszystkiego.

Nie wiem, może jestem jeszcze trochę w szoku, jakoś ostatnio trawię wszystko bardzo wolno, bardzo dokładnie, jakbym liczyła kęsy rzeczywistości, zanim przeżuję je do takiego stopnia, że gładko wejdą do głowy i wypełnią dziury, które jeszcze ciągle czasem bolą, i których nie rozumiem.

Ostatnio często bolą, a ja siedzę po turecku na łóżku i nie chcę tym bólom dać odejść, nie chcę poprzecinać tych wąskich nitek, które łączą mi ucho środkowe z nerwem wzroku i receptorami na palcach, co skutkuje tym, że o wszystko zahaczam, o wszystko jestem zła, nic nie chcę i nie umiem spać, bo w kokonie z nitek niewygodnie się śpi.

I wiesz, tak sobie myślę, że ego, ta Twoja wykoślawiona część, którą nosisz ze sobą wszędzie, która Ci szepcze do ucha najgorsze rzeczy, która odczytuje wszystkie słowa, które otrzymujesz, jako najgorsze, najmniej życzliwe i najohydniejsze, ta część, która wmawia Ci, że jesteś najlepszy ze wszystkich (ale tylko nienawidząc własnego cienia), jest najgorszym wytworem żyjącego umysłu.
I odbija się w moich koszmarach, kiedy śpię przy zapalonym świetle, a kot śpi mi na szyi.

Tak sobie jeszcze myślę, że nie lubię zimy, ale kocham ją za poranki, przejrzyste jak szkło, tak świeże, że aż ranią nos w środku, kiedy wdychasz powietrze, tak czyste, że masz wrażenie, że też jesteś czysty, że niebo nad Tobą nie pamięta dni poprzednich, bo tylko coś istniejące codziennie od nowa może być tak doskonałe, jak delikatny błękit, nasycony różem, tak cichym i subtelnym, że powinniśmy wymyślić mu nową nazwę, bo różowy to przebrzmiałe słowo.

Za skąpe. Za twarde. Za ludzkie.

a Ty za co lubisz zimę?

 

zdjęcie: via TheClassyIssue

Dodaj komentarz