My best man is out of town.

Mam kilka takich zdjęć, których nie muszę oglądać, bo mam ich obraz wyryty w zwojach na wskroś, a wszystkie pochodzą jeszcze z czasów, kiedy nie bałam się aparatu.

 

Ja, lat bardzo mało, Mój Brat niezmiennie 5 lat starszy ode mnie. Jest gorąco tego lata, oboje siedzimy na fotelach, takich typowo PRL-owskich, brązowe obicie, w tle na ścianie baranek, my w białych majtkach jemy pierogi z jagodami, które to jagody są głównym bohaterem na zdjęciu i wszystko jest w kolorze głębokiego fioletu. Oprócz majtek.

 

Potem kolejne, ja dalej lat bardzo mało, słodka blondyneczka z kręconymi włoskami, stoimy pod jakimś schroniskiem, Mateusz obejmuje mnie pewnym gestem starszego brata, też jest słodziutki, ma lat nie więcej niż 10, też kręcone włosy, tyle że jego miały kolor rozświetlonego miodu.
Na nogach mamy kaloszki, uśmiechamy się do obiektywu, który pewnie trzymała Mama.

 

Teraz mam lat 25, już dawno nie robimy sobie wspólnych zdjęć i gdyby nie On, w moim życiu mogłoby być o wiele więcej fuck-up’ów, możesz mi wierzyć, największym byłoby chyba niepójście na studia, do których mnie przekonał.

 

Wiesz, jak byłam mała, to trudno było mi zwizualizować sobie tabliczkę czekolady jako całość, zawsze połowa, no bo przecież jest nas dwoje.
Razem kupowaliśmy małe paczki Laysów i w końcu uzbieraliśmy wszystkie Tazosy, mimo że ja zaczęłam lubić Gwiezdne Wojny dopiero później.

 

To On mi zawsze imponował najbardziej, to w Nim kochały się moje koleżanki, a ja zawsze chciałam być taka jak On i dlatego słuchałam Metalliki (chociaż nie przepadam), to porównania z Nim nie wytrzymywał żaden chłopak, bo przecież Mati był (i jest) najfajniejszy.

 

Był i jest zawsze, kiedy ktoś mnie zostawia, kiedy coś mi nie wychodzi, kiedy płaczę i kiedy mam świetny humor, kiedy nie wychodzą mi babeczki z fasoli, albo piekę najlepsze czekoladowe ciasto świata, które Jemu wychodzi lepiej, bo lepiej piecze.
Odwoził mnie na licealne imprezy i odbierał w środku nocy, albo nad ranem.
Naprawiał komputer i zakładał bloga.
Pomógł mi napisać CV i zdać sobie sprawę, że naprawdę potrafię trochę więcej niż tylko pisać maile i tłumaczyć korespondencję.
Jako jedyny pisał do mnie nieprzerwanie długie maile, pachnące domem, kiedy byłam w Indiach, a on sam wyjechał do Hiszpanii na pół roku.

 

Pokazał mi (i wszystkim dookoła), że nawet kiedy wszystko się jebie, kiedy cały świat stara Ci się pokazać, że Ci się nie uda, to możesz mieć to gdzieś i działać dalej zgodnie z planem.

I tak, magister filozofii został programistą, zaczyna 3 rok studiów i wyprowadza się do Wrocławia, bo dostał lepszą pracę.

 

I naprawdę smutek, że będzie daleko, bo już nie tylko 25 km, a ponad 200.
Ale z drugiej strony, cieszę się tak bardzo.
Przecież wiem, że sobie poradzisz, najlepiej.
zdjęcie: via Pinterest

2 Responses to “ My best man is out of town. ”

  1. Piękne :)czego potrzeba więcej aby docenić drugiego człowieka,chyba tylko wiedzieć jak. Każdy na swój własny sposób, a kiedy jeszcze to robi wrażenie na innych, właśnie to, dzieje się coś fajnego i dobrego , dającego wytchnienie. ładnie,oj ładnie.

  2. wzruszylam sie.

Dodaj komentarz