Las o północy.

- To weź jeszcze papieroski i winko kupimy.

 

To było dawniej, niż bym chciała przyznać, bo minęła w czerwcu równa dekada od tego dialogu z moją koleżanką, przed ogniskiem klasowym na zakończenie liceum.

 

Kupiłyśmy papieroski i jakieś tanie winko, bo ja chciałam jabola spróbować. W ramach kompromisu, kupiłyśmy jabola i trochę lepsze wino, czyli takie “jabol + 5 zł”.

 

Ten jabol był średnio pyszny, ale jak nam na miejscówkę wjechała policja, to tak z nim w ramionach uciekałam, jakby to było prosecco za stówę co najmniej. Uciekaliśmy we trójkę, ktoś się potknął o korzeń, ale to było takie zabawne, że warto było mieć rozerwane na kolanie spodnie.

Pamiętam jeszcze rzuconą w trawę marihuanę, którą mój przerażony kolega cisnął w krzaki tak mocno, jakby jego życie miało od tego zależeć, a wzrok miał już porządnie rozmyty. Potem jej szukał na kolanach, bo to chyba jednak nie była policja.

 

Do naszego grona dołączyło kolejne grono i były rozmowy jakieś ważne na pewno, a ogień tańczył nam na twarzach, byliśmy tak niedorzecznie młodzi, a niby dorośli, a powietrze pachniało obietnicą kolejnych takich nocy, cudownych.

Ale cudniejszej wolności nie czułam już nigdy potem aż tak mocno, bo to były ostatnie takie dni, ostatnie tak radosne, takie pełne życia i braku zmartwień, takie beztroskie, takie niewinne i takie lekkie.

 

Czy chciałabym cofnąć czas?
Nie, to jest tak doskonałe w mojej pamięci, tak lubię o tej nocy pomyśleć czasem w każde kolejne wakacje, że nie chcę cofać czasu.

 

Chcę pamiętać, na zawsze, zapach lasu o północy i to, jak głośno się śmiałam i poczułam, że mogę mówić do obcych mi ludzi i w ogóle się nie wstydzić.

Dodaj komentarz