Brak.

Są takie braki, których się nie da niczym załatać.

Co roku, kiedy byłam mała, pod koniec stycznia mi było smutno.
Bo był Dzień Dziadka, a ja nie miałam Dziadka nigdy, a niczego bardziej w życiu nie chciałam mieć, niż możliwości niedzielnych spacerów ze starszym panem, z którym mogłabym karmić kaczki.

 

Tak się złożyło, że dziadek ze strony Mamy któregoś dnia, na wiele lat przede mną, wyszedł z domu i nigdy nie wrócił. Do dziś nie wiemy, co się z nim stało, a jedyne wspomnienie, w którym można go złapać, to drugie imię mojej Mamy, które jest żeńską wersją jego imienia (niezbyt ładnego. Brzmi jak stary sweter i pusta flaszka po wódce).

 

Babcia wyszła za mąż drugi raz, ale Józek to nie był materiał na żadnego członka rodziny, serio. Za dzieciaka inne dzieciory rzucały w niego kamieniami, bo był ze Śląska, a to gorsze niż prowadzenie kebaba w centralnej Polsce w dzisiejszych czasach.
Był górnikiem i alkoholikiem.

100% Ślązak, tak jak mój “prawdziwy” dziadek. Mega mnie śmieszy, jak jacyś ludzie kole dwudziestki się jarają gryfnie, albo innymi paściami, co przekonują, że chłopy ślązaki to są najlepsze chłopaki, a mi się przypomina, jak często w domach na Bytkowie, kobietom spuszczano przykładny wpierdol, w tym kobietom z mojej rodziny. Albo jak ich nie szanowano, bo baba się do roboty tylko nadaje, a nie do gadania.

 

Józek to był taki gość, że ja go za dobrze nie pamiętam. Od małego wiedziałam, że to jakaś dziadkowa hybryda i on na pewno nie jest moim Dziadkiem, bo mój byłby super.

Kiedy myślę o nim dziś, a od jego śmierci minęło już jakieś 8 lat, to mi go zwyczajnie szkoda. Jego winy zblakły, a pozostało kilka suchych wspomnień – mocna kawa z gruntem, którą pijał cały dzień (proporcja kawy i wody 1:1) z cienkiej szklanki, która spoczywała dumnie w czerwonym, plastikowym koszyczku. Wełniana opaska, którą nosił cały rok, bo miał trochę za długie włosy i mu leciały do oczu. Smród petów, które namiętnie kopcił w ciasnej kuchni, gdzie mędził Babci na każdy temat. Łzy w kącikach oczu, kiedy przyjeżdżaliśmy do Babci z okazji Dnia Babci i składaliśmy mu życzenia.

Rybki w dwóch akwariach, którym okazywał najwięcej uczucia i chętnie mi o nich opowiadał – ja byłam słodkim dzieciakiem i naprawdę trudno było mnie nie lubić. I ja też wszystkich lubiłam – jego też. Bardzo wcześnie nauczyłam się, że jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.

 

Dziś myślę, że nie było go stać na to, żeby stać się naszą rodziną. Ale myślę też, że tego chciał, ale to nie był człowiek, który wiedział, jak się kocha, albo jak się rozmawia.

Było mi pusto, kiedy umarł. Na stypie schowałam jednego z jego papierosów do rękawa, usiadłam na jego starym krześle w kuchni i patrzyłam przez okno. Zawsze nam machał z tego okna, kiedy szliśmy na przystanek i wracaliśmy do domu.

Było mi smutno.

 

Dziadek ze strony Taty umarł na raka tchawicy bodajże. Na 3 lata przed moim urodzeniem. Miał na imię Wiktor i do dziś to imię męskie uważam za najlepsze ze wszystkich.
Idealizowałam go bardzo. Często wyciągałam albumy ze zdjęciami i szukałam ulubionego – zdjęcia ze ślubu cywilnego moich rodziców, na którym dziadek Wiktor siedział na krześle w eleganckim garniturze. Miał siwe włosy i brodę, i wyglądał dokładnie tak, jak powinien wyglądać dziadek. Nawet sobie nie zdawałam sprawy, że miał z 55 lat na tym zdjęciu. Rok później umarł. 56 lat to nie jest wiek na umieranie, co?

Bardzo zazdrościłam bratu, że go poznał, a ja nie. Że miał dziadka, a ja nie (często byłam o to obrażona, ale nikt o tym nie wiedział).

Bardzo lubiłam 1 listopada, bo zawsze jechaliśmy na groby i to była taka jakby wizyta świąteczna.

 

Był stolarzem, o ile się nie mylę. Najlepszym w swoim fachu.
Był też nie najlepszym mężem i ojcem – o tym dowiedziałam się dopiero, kiedy byłam starsza.

Umarł w szpitalu, sam. Mój Tata spóźnił się do niego pół godziny – na drodze był jakiś wypadek, czy coś, i był korek.

Po jego śmierci, kiedy ktoś pytał mojego brata, który miał wtedy ze dwa lata, gdzie jest dziadek, ten biegł do pokoju, w którym został po nim tapczan, klepał ten tapczan i mówił “nie ma”.

 

Przepłakałam wiele nocy, nie rozumiejąc, czemu nie ja urodziłam się pierwsza.

Dziś nie mam już komu złożyć życzeń z okazji Dnia Babci, czy Dziadka. Wszyscy odeszli, nie odpowiadając na żadne z pytań, które chciałabym im zadać.

zdjęcie: via TheClassyIssue

Dodaj komentarz