Kłamiesz?

Podobno przynajmniej raz w życiu trzeba się solidnie pierdolnąć, żeby wszystko nabrało ostrości.
O latarnię, o ścianę, o płot, o podłogę, a najlepiej o kłamstwo.

 

I tu nie chodzi o takie kłamstwo, które Ci przygotowała koleżanka, że ‘ej, wiesz, wiem, że się umawiałyśmy, ale strasznie się czuję i zostanę w domu’, a tak naprawdę, właśnie skończyła malować usta po tym smsku i wybyła gdzieś, gdzie wydaje jej się, że będzie lepiej niż z Tobą.

 

Nie chodzi też o te kłamstwa, które powtarzasz codziennie, że ale mam zapierdol taki w robocie, że wiesz, nie mam czasu iść do kibla, podczas gdy zamówiłeś właśnie zestaw nagłośnienia przez neta, albo tak, mamo, umyłam łazienkę (jakieś 3 tygodnie temu to robiłam, więc to w sumie nie kłamstwo, to niemówienie prawdy do końca), czy jasne, kochanie, chętnie pójdę z Tobą na zakupy. 12366 raz w tym miesiącu.

 

Nie, wiesz, chodzi o siebie-okłamywanie.

 

Kiedy ktoś do Ciebie dzwoni o 2 w nocy i zaprasza Cię do siebie, to nie dlatego, że jesteś miłością jego życia, ale dlatego, że żadna inna nie odebrałaby telefonu o tej porze.

 

Kiedy ktoś zwodzi Cię miesiącami, które smutno i wolno zmieniają się w lata, że wiesz, nie mogę. Nie mogę Cię wybrać, ani się Ciebie pozbyć, bo jest za wygodny, nie umie tych nocnych rozmów i schadzek po ciemku (kiedy dzieci dawno już śpią) zamienić w codzienność, bo tak naprawdę, to chyba Cię nie kocha, bo gdyby tak było, to Twój ból byłby bólem tej drugiej osoby, bo miłość to współodczuwanie i nie mogłaby tego bólu znieść.

 

Wiem, że najpewniej mówisz sobie teraz, że co za kretynka, nie, co ona może wiedzieć, u mnie jest inaczej, ja muszę po prostu jeszcze poczekać, muszę się jeszcze naczekać, muszę jeszcze pocierpieć, a wszystko będzie cacy, na boga, będzie jeszcze tak dobrze.

 

Raz w życiu napisałam list do pisarza, no nie, miałam jakieś 16 lat i byłam oczarowana trylogią jakiegoś typka i wzięłam, i napisałam jakieś smuty, że czemu życie takie chujowe i takie tam.
Bardzo mi przyjemnie odpisał, nie powiem i jedno zdanie mi się na długo wyryło w pamięci, że niby we łzie się rodzi człowiek.

 

I mija 10 rok od tego listu i z czystym sumieniem mówię teraz, że to bullshit i kłamstwo.

 

Człowiek się rodzi w prawdzie, a nie w mazaniu i cierpieniu, wiesz. Nie w samobiczowaniu. Nie w samotnych nocach, kiedy palce są zaciśnięte na prześcieradle. Nie w czekaniu na ‘będzie lepiej’, bo słowo ‘będzie’ pasuje tylko do jednego i jest nim słowo ‘lato’.

 

Ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że lato może być codziennie i nie musisz czekać. Tylko już się więcej nie okłamuj.

 

zdjecie: via TheClassyIssue

 

Dodaj komentarz