Bo takie jest życie.

Miłość.

 

Podobno, kiedy wypijesz dostatecznie duzo wódki, to smakuje tak samo, ale te przypuszczenia rzadko kiedy można sprawdzić w poniedziałek wczesnym wieczorem, więc odsuwam je teraz i wrócę do nich w weekend.

 

Od czasu do czasu zdarza mi się o niej pisać, bo tak naprawdę ten temat nigdy się nie kończy, bo myśli i marzy o niej każdy i każda, ale życie to nie jest jednak, kurwa, film z charlize theron i keanu reevesem, gdzie po zasadzeniu komuś w zderzak wpadasz na miłość swojego życia.

 

Zawsze chcemy wiencyj.

Pieniędzy, słodyczy, uwagi, lepszych samochodów, fajniejszych ciuchów, ciekawszych myśli i piękniejszych miejsc.

Chcemy też ładniejszego egzemplarza człowieka obok siebie, chcemy żeby był mądrzejszy, zabawniejszy, bardziej szarmancki, słodki, męski niż każdy inny.

 

Chcemy, żeby nas nie chciał (fuck logic), bo to jest bardziej ekscytujące, ale zeby się w końcu po kilku bojach stoczonych na podłodze w kuchni, bez ubrań (bo przecież na początku zawsze chodzi o seks, żeby nie było zbyt poważnie) stwierdził, że uroczo się uśmiechasz, wiec weźmie z Tobą ślub.

Chcesz robić szalone rzeczy, jak na przykład jazda autem po nocy z otwartym dachem, a zapominasz, że i tak

Cię przewieje, włosy wejdą Ci do takich otworów, o których istnieniu nie wiedziałaś, a fajczenie pod wiatr jest mniej więcej tak samo ekscytujące jak gaszenie świeczki swoim swetrem.

 

Jakoś tak w głębi duszy myślisz sobie, że stać mnie na więcej, niż zwykły chłopak z osiedla, zwykła dziewczyna z bloku naprzeciwko.

I latasz za ludźmi, którzy są ładni i niedostępni, bo normalni są nudni, gorzej wychodzą na zdjeciach i nie daj bóg, może mają małego.

 

I chuj cię obchodzi, że może mają piękne głowy w środku i potrafią recytować trzynastą księgę Fredry tak sobie, o. Bo jest zabawna.

 

Coś nam się ostatnio popomylało i drugą osobę traktujemy jak marzenie, gdzie ona może być li tylko prezentem. A żeby dostać prezent, trzeba mieć trochę oleju w głowie i nie spuszczać go do hasioka od razu, zanim się go jeszcze odpakuje.

I to nie jest żadne go for it i no pain no gain, bo to, kurwa, nie jest siłownia.

 

I pamiętajcie, Koty: Krzysia była bardzo głupia, że nie chciała pana Michała (mowa rzecz jasna, o Wołodyjowskim).

 

zdjęcie: via The Classy Issue

Dodaj komentarz