znowu nieśmiesznie.

Odpowiedzialność, pamiętasz kiedy pierwszy raz to słyszałeś?

 

Ja za gnoja, no bo ile mogłam mieć lat? 5?
Chciałam mieć psa. Nie chomika, kota, szczurka, młodszą siostrę. Miał być pies. Koniecznie śliczny.
Miałam wyreżysowaną całą scenę, kiedy to nieświadoma niczego wracam ze szkoły (czy też z budy, jak to się kiedyś mówiło), naciskam guzik od windy, poprawiam swój granatowy tornister z elementami oczojebnej żółci na klapie i myślę, co też będzie na obiad.
A tam, w domu, czeka już na mnie pieseczek.
Jadę na 7 piętro i nie wiem, że pieseczek już tam jest, tylko myślę o ziemniakach, bo akurat mógł to być poniedziałek, i w poniedziałek zazwyczaj były ziemniaki.

 

No ale ni chuja. Dopiero po ponad 10 latach mam zwierzaczka i jest to Kotałka, której ktoś wszczepił gen miksera, mówię Wam. Gen agresywnego miksera.

 

No ale, odpowiedzialność. Wtedy pierwszy raz usłyszałam od Mamy to słowo.

Że będę musiała z pieseczkiem wychodzić codziennie, do weterynarza też, karmić, pilnować, no i kochać. Oswoić.

 

Im więcej mam lat na liczniku, tym bardziej doceniam to słowo. Jest proste, mocne i bezkompromisowe, tnie mi jezyk na kawalki, obcina glupoty i hipokryzję, wbija szpilę w moje ego, które jest takie delikatne i obrażalskie, a równocześnie trzyma się mnie najmocniej ze wszystkich.

Pozostawia mnie bez złudzeń, bez idotycznych i wydumanych teorii, że wszystko jest względne na przykład.

 

Bo nie jest względne nic, niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie, jak mówił pewien gość z Królewca, ale że bajerę miał bardziej jeszcze skomplikowaną niż okularnik z Rocken, to jakoś o nim zapomniano.
I przyjmujesz sobie ten relatywizm a priori, od małego, a jedynym kryterium jest twoje lubię/nie lubię oraz chcę i nie chcę.

 

Podejmę się wykonania jakiejś pracy, na termin i zapomnę od razu, nie wywiążę się, zapomnę, zrobię na odpierdol, albo jeszcze lepiej, ktoś zrobi ją za mnie.

 

Powiem, że dam znać, zadzwonię, napiszę, załatwię, pomogę, ogarnę i nie zrobię tego nigdy, świadoma, że ten ktoś inny, komu obiecano, czeka. Poświęca swój czas na to czekanie, swoje myśli i siebie całego.

 

Skłamię, bo tak mi wygodniej – że nie było wcale reszty w sklepie, a okrągłą piątkę będę obracać w palcach dłoni skrytej głęboko w kieszeni. Będę mówić, że wychodzę tylko na chwilę, wyjdę na godzin trzy, kiedy to całować będę inne usta.

 

A wszystko w imię jakiejś kretyńskiej zasady, żyj szybko, umieraj młodo, albo innych bzdetów, które mają na celu jedno: ranić.

Nic nie poradzisz, wiesz, że nikt z nas nie przechodzi przez życie sam, że jakoś tak naturalnie ktoś Ci staje na drodze i na moment przed wykonaniem jakiegokolwiek ruchu,

 

świat zastyga, na mignięcie powieki, wszystkie znaczenia i słowa, im przypisane, majtają się na nitce, wychodzącej wprost z Twojej głowy, masz jeszcze moment, chwilę, żeby się zastanowić,

 

Tak czy Nie?

 

i to jest to pytanie, które zmieniłoby świat, gdyby każdy brał pełną odpowiedzialność za swoje słowa, myśli i gesty. Bez zasłaniania się potem, bez jojczenia, że to nie ja, tylko alkohol, piksy, brak czasu, moi rodzice sie rozwiedli, a babcia zawsze lała mnie linijką po wewnętrznej stronie dłoni.
Bo przecież każdy odróżnia dobro od zła, nie wierzę, że jest inaczej, wiesz.

zdjecie: via Pinterest

Dodaj komentarz