Ślicznotki.

Piękno.
Jest jak najbardziej gromko witane przez mężczyzn i pożądane przez nastolatki na całym świecie. Ale też przez dwudziestki, trzydziestki i wszystkie inne.

 

Niewiele jest dziewcząt niezaprzeczalnie pięknych, chociaż internet twierdzi inaczej i pokazuje mi codziennie perfekcyjne sylwetki, gęste włosy, duże oczy, wystające kości biodrowe i policzkowe oraz resztę doskonałych przymiotów kobiet doskonale pięknych.

 

Nie skupiajmy się jednak na braku pasztetów w sieci, które to braki są tylko czasem przełamywane kompaniami  społecznymi w stylu modelka z zespołem Downa na wybiegu w czasie nowojorskiego tygodnia mody, czy otyłe kobiety z mydłem Dove w ręce. To nie ma na celu zmiany kanonu piękna, nie łudźmy się.
Wyrocznie i tak traktują nas jak śmieszne trolle, którym łaskawie, czasem, pozwalają wytknąć nos z szafy, żebyśmy im popląsali przed nosem.

 

Ale o czym to ja…

 

Aha, piękno.

 

Zawsze chciałam być piękna, od małego. Jednakowoż, przyszło mi się rozliczyć z tym marzeniem dość szybko, bo są rzeczy, których nie przeskoczysz, jak np. totalna zmiana swojej struktury kostnej, zjedzenie łyżeczki cynamonu (nie uda Ci się nawet na klepie), obejrzenie “Co się wydarzyło w Madison County” bez łez i zachłystywania, czy właśnie bycie pięknym, jeżeli natura zadecydowała inaczej.

 

Zaczęła się więc krucjata zmiany wizerunku, czyli koszmarne fryzury na asymetrię, czyli z jednej strony jakby Rihanna, a z drugiej John Lennon, co pasuje do siebie jak pięść do nosa, potem jakieś totalnie debilne plany wstawania o 5 rano, żeby z siebie robić żyletę, jakieś śmieszne ciuchy (to mi akurat zostało w pewnych dawkach, do dzisiaj), łażenie w szpilkach (co przy ponad metrze siedemdziesiąt, którym dysponuję jest mało zachęcające dla mężczyzn mniejszych ode mnie o głowę), oczywiście, były też diety i plany treningowe, ale o dziwo, wstawałam rano zawsze taka sama.

 

Nie wiem, kiedy przyszło przełamanie. Może wtedy, kiedy zrobiłam sobie pierwszy tatuaż, albo kiedy po prostu machnęłam ręką, bo wolałam się wyspać, niż nakładać tapetę na twarz?
Może piękny zamieniłam na charakterystyczny?

 

W zasadzie, to ja nie o tym chciałam, ale bywa, że moje myśli są poskręcane jak, nie przymierzając, kable pod moim biurkiem.
Bo ja chciałam o pięknych dziewczynach właśnie.

 

Że w sumie, to one wcale nie mają lekko.
Co prawda, zaoszczędzają te 30 min rano, bo muszą nakładać mniej twarzy na siebie, ale i tak większość ludzi traktuje je jak trofea, które fajnie sobie ustawić za szybką w barku i patrzeć, i myśleć sobie, że kurwa, dałem radę, wyrwać taką dziesiątkę.
Nie mówiąc o nienawiści brzydkich ludzi.

 

No cóż, to takie luźne przemyślenia na dziś, Koteczki.


zdjęcie: via TheClassyIssue

2 Responses to “ Ślicznotki. ”

  1. Witam!

    Mam zaszczyt poinformować Cię, że zostałaś nominowana do nagrody Liebster Blog Award!
    Po więcej informacji zapraszam tutaj: klik!

    Pozdrawiam i przepraszam za spam
    A.

  2. Dzięki! <3

    kurde, muszę się ogarnąć i odpisać na pytania, ale nie mam chyba 11 blogów do ciągnięcia tego dalej :(

Dodaj komentarz