Nie wiem co powiedzieć.

Nie wiem, co napisać.
Jest piątek, 5 czerwca, siedzę nad tą notką od wczoraj, bo chodziła mi po głowie, a dzisiaj staram się ją wyartykułować słowami, ale tak jak niektórzy mają problem ze zdecydowaniem w co się ubrać, tak ja mam problem z ubraniem myśli w słowa i większość z nich ma na sobie cały czas jedną skarpetę, li tylko i kompletnie nie nadaje się do wyjścia.

 

Oh, o ile łatwiej pisze się z wkurwem. Solidnym, zdrowym wkurwem, najlepiej na kogoś, bądź na coś, a jeszcze lepiej – na wszystko. Słowa leco, nawet nie wiesz kiedy, masz wrażenie, że zmieniasz świat, bo przecież powiedziałeś na głoś PRAWDĘ, WIĘC WIESZ CO TO HARDKOR.

 

Z biegiem czasu zaczynasz sobie uświadamiać, że innych totalnie jebie prawda i świadomość, bo to nie są przyjemne rzeczy, to są takie jakby koty z kurzu pod łóżkiem, których się nie da wyodkurzać.

 

Bo co ja mogę powiedzieć?

 

Że nie wiem już sama, co mam jeść, żeby nie wrzucać do benca przetworzonego milion razy łajna, które ma zapychać mi nie tylko aorty, ale też oczy i uszy?

 

Że zobaczyłam Krwawy diament z DiCaprio i mimo tych wszystkich, doskonale mi znanych, amerykańskich sztuczek, które miały wzbudzić we mnie emocje, dalej nie potrafię przyzwyczaić się do myśli, że teraz, w tym momencie, jak ja sobie klepię te uwagi, jakiemuś dziecku podają narkotyki i wkładają mu do rąk karabin maszynowy, który użyje bez wahania?
I tych dzieci są tysiące tysięcy.

 

Że każda osoba sprawująca jakiś urząd w moim kraju, fantasmagorycznie nazywanym Polską, ma powiązania ze służbami bezpieczeństwa, że ten kraj w momencie jakiegokolwiek ataku traci CAŁKOWICIE możliwość nawiązania kontaktu ze światem, bo dostawca usług telekomunikacyjnych jest w 100% udziałowcem zagranicznym?

 

Że mała dziewczyna, lat 7, mówi mi, że ostatnio była na diecie, bo się czułą za grubo, a lepiej się czuje, jak jest chuda? I nie, to nie jest zabawne, nawet jeżeli jak papuga powtarza coś po kimś, może po mamie. Ale słowa wypowiadane wiele razy zaczynają być prawdą.

 

Że do szału doprowadza mnie cudze spóźnianie i niewywiązywanie się z danych obietnic, tak jakby każdy robił z gęby dupę, a ja zawsze przychodzę za wcześnie i czekam jak debil, jak buk da, to akurat jest weekend i mogę zapalić, bo palę tylko w weekendy. Za dużo, jak to ostatnio wszyscy lubią mi zwracać uwagę, tak jakby było im coś do tego, cokolwiek.

 

Więc nie wiem, co mam powiedzieć, może tylko tyle, że bezsilność jest najgorszą rzeczą, gorszą od kaca, od zawodu miłosnego, od uczucia przejedzenia, a nawet od bólu małego palca, który, jak zwykle, wyszuka najostrzejszy rant w pokoju i uderzy w niego z całej siły.

Więc powiem Wam tylko tyle, że jechałam ostatnio Autuniem, słońce swieciło i lał deszcz zaraz potem, a ja słuchałam Heal the world Michaela Jacksona i się popłakałam.

 

zdjęcie: via Pinterest

Dodaj komentarz