Lepiej nie.

Jedna z moich bardzo mądrych doktorantek (a takich było niewiele w zasadzie) powiedziała nam kiedyś na zajęciach, że wszystko zostało już napisane, i tak naprawdę, głównych motywów słowa pisanego (beletrystyki rzecz się tyczy, oczywiście) jest niewiele.

Władza, pieniądze, miłość, śmierć, zdrada.

 

Wygibasy fabuły zależą od autora, ale ta wielka piątka jest niezbywalna.

 

I jakoś tak zdrada ostatnio nie daje mi spokoju.
Aha, Koteczki, z góry mówię, że to wpis w kategorii, “mamy”, “myślimy” i tak dalej. Generalizacja i stereotypy, więc jak coś – idźcie do lodówki, albo poczytajcie Hłaskę.

 

Więc – zdrada.

Nie ta imprezowa, kiedy to wódka tańczy, nie Ty, a druga połówka siedzi smętnie w domu, bo ma anginę, a zresztą przecież nikt nie mówił, że nie można zrobić sobie przerwy w związku, tak od 1 w nocy do 4 rano, kiedy to wraca się do domu z podkulonym ogonkiem.

 

Nie chodzi mi też o tą, kiedy ktoś konkretnie wpadł w kogoś innego, bo takie rzeczy się dzieją: stały związek, stabilne życie i nagle bęc! Jedziemy do sklepu kupić ser, a wracamy z połową serca, bo drugą trzyma ten, bądź ta, w którego koszyk wjechaliśmy w przejściu miedzy słoikami z czarnymi oliwkami, nadziewanymi migdałam a puszkami, z pomidorami, tartymi bez skóry.
Smutne, ale prawdziwe, monopol na cudze życie ma tylko kardiochirurg, robiący transplantację serca, a na pewno nie ktoś, kogo przysposabia się sobie nazwiskiem.

 

Chodzi mi o taką, kiedy on albo ona są znudzeni wszystkim do tego stopnia, że podnieta cudzego ciała staje się kilkudniową obsesją. Taką, która może trwać kilka miesięcy, w zależności od tego, jak długo króliczek będzie kicał.

Bo żona wygląda średnio, nosi po domu nie do końca świeże ciuchy, mąż wali kolejnego browara i nawet nie zauważy, że masz nowy tusz do rzęs.
Seks bez fajerwerków, chyba, że przypadkiem świeczka z Ikei, którą kupiłeś dla poprawienia nastroju, strąci się z półki.

Rozmowy o niczym, kto ma kupić chleb, a kto masło.
Znają się nawzajem, na wylot, kołdry nawet po całodniowym wietrzeniu na balkonie dalej pachną tak samo: nimi.

 

I nagle bach: w biurze, w klubie, na imprezie integracyjnej pojawia się ktoś, z kim tego dnia kładą się do łóżka, tyle że łóżko jeszcze zostaje puste.
Piszą pikantne smski, wysyłają MMS-y, nadużywają słów o zabarwieniu erotycznym, ukradkiem zapominają założyć obrączkę, starannie prasują ciuchy, wydają miliony monet na zabiegi upiększające, nowe buty, nowego siebie.
W końcu fizycznie zdrada się dopełnia i…
Było średnio.

Cudze ciało nie poddaje się tak łatwo, jest obce, zimne i niedopasowane. Żadnych rewelacji, kanciaste ruchy, lekko posuwiste, zużyta prezerwatywa koło łóżka.

 

I ta myśl w głowie:

 

“O chuj, o chuj, o chuj. Po co?”

 

I tak sobie myślę, że klasyki literatury oraz hollywodzkie ekranizacje złamały niejedno pożycie.

 

[spoko Koty, nie dorobiłam się męża i zdrady od ostatniego razu].

zdjęcie: via Pinterest

One Response to “ Lepiej nie. ”

  1. Boimy się iść własną drogą, jedno drugiego kaleczy,uznając nomen omen , że więkoszość co robimy, utwierdzamy się w tym przekonaniu, a później dyrygujemy innymi, że ta droga jest słuszna i tak tez postępujemy. Chyba podobnie jest ze zdradą i jej licznymi wariacjami sytuacyjnymi. Jak człek nie wie kim jest, będzie wiecznie cierpiał i ze znaną sobie w łóżku i z obcą. Wciąż i wciąż będzie myślał, czemu go tak ciągnie,a jedyne czego pragnie to spokoju. A klasyk filmowy i książkowy to wkońcu klasyk, czemu nie czerpać inspiracji , w końcu to jest bardziej prawdziwe niż życie…:)

Dodaj komentarz