Głowa moja.

Zostaw mnie.

 

Obijają mi się te słowa po głowie, gdzie wcale znowu w niej nie jest tak ciasno, wiesz.

Mam wrażenie, że u innych ludzi głowa od środka wygląda jak w miarę nowoczesne mieszkanie, które wyszło już z ery lat 80 i 90, a dryfuje w stronę estetyki XXI wieku, czyli na pewno jest tam kilka mebli z IKEI, może jakaś jedna ceglana ściana, żeby przeciwstawić i zestawić ją z chłodem bieli pozostałych ścian.
Okna są drewniane, pociągnięte bejcą, ale nie przepuszczają chłodu, łóżko jest w artystycznym nieładzie, wszędzie walają się (ale jak pod sznurek) poduszki, nie umiem się uwolnić od myśli, że są w różnych odcieniach niebieskiego. Lubię niebieski, a najbardziej granat i czarny.

 

Moja natomiast jest totalnym rozpierdolem, tapeta odkleja się od ścian, ma jeszcze jakis dziecinny wzór i ciepłe kolory, z czasów kiedy byłam patykiem, ale przy samej podłodze, ujebanej z wina i wódki, wśród popiołu petów i kikutów tychże, ta sama tapeta zawija się, gnie, ciemnieje i przypomina osobliwy suchy szlam, który rozpada się pod palcami przy najmniejszym dotknięciu.
Fotele mają dziury i każdy jest z innej parafii, wszędzie walają się ciuchy i buty, szyby od środka mają nikotynowy poblask. Na stoliku stoją kubki ze starą herbatą, z zielonym kożuchem, wszędzie powtykane są łyżki z zaciekami z kawy.
Nie ma tam nic niebieskiego.

 

To mam na myśli, kiedy mówię, że mam w głowie totalny rozpierdol i dlatego proszę, zostaw mnie.

 

Nie dzwoń do mnie w środku nocy z nieznanego mi numeru, wiesz, już Cię nie pamiętam, wódka skutecznie zakrzywiła mi czasoprzestrzeń, wiem, nie powinnam była, no ale wieszjak, zdarza się, można mieć pretensje, co mi do tego. Intymność uleciała z pierwszym kielichem, poniewiera się teraz po podłodze jak moje buty, które też nie wiem, gdzie się zapodziały.

 

Nie krzycz do mnie z prośbą o pomoc, bo ni cholerę nie wiem, jak się pomaga wiesz, próbuje, ale idzie mi kulawo, a może tak naprawdę wszystko idzie kulawo, bo przez przypadek świat się najebał i złamał nogę, a moje czasy przypadły na czasy rekonwalescencji?
I z nogi, i z picia.

 

Nie pytaj co u mnie, wszystko jest tutaj, te kawałki mojej głowy upycham po sieci, rozczłonkowane, poćwiartowane, myśli wysypują się z szuflad po skarpetach, wszystkie są nie do pary, sączą się z dziur w rajstopach, tych za 4 zeta, bo na droższe mi szkoda, nasz romans zazwyczaj i tak trwa maks 2 razy. Romans za 4 złote.

 

A ja tak naprawdę chciałabym tylko wsiąść w autobus i pojechać gdzieś, poprzyglądać się śmierci, poumierać też trochę, mogłabym nawet zapomnieć okularów, żeby ostatnie podrygi słońca świeciły mi bezczelnie w twarz, mogłabym tez zapomnieć parasola na deszcz, który by się trafił pewnie pomiędzy. Fajnie byłoby też iść mostem, wiesz, bardzo lubię mosty, ten moment zawieszenia między lądem jednym, a drugim, pragnieniem bycia po drugiej stronie.

I w ogóle, podobno jakiś dzień chłopaka, wolę swój dzień, własny, codziennie, tylko mój, dla mnie.
Chciałabym taki.

 

zdjęcie: via Pinterest

Dodaj komentarz